niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 50-jesteśmy sami...tylko ja i ty

Dziś jest ten dzień,dzień w którym dowiem się prawdy.Bardzo się boję.Ale wiem,że muszę dowiedzieć się czy zostałam zgwałcona czy też nie.W duchu modliłam się,aby to nie było prawdą.Przecież byłam czysta,a teraz sama już nie wiem,czy jestem czy też nie.
-dasz radę-usłyszałam głos przyjaciółki,która towarzyszyła mi w drodze na badanie.Moje dłonie trzęsły się jak oszalała,ale musiałam pozostać spokojna.
-dam-wyszeptałam ciężko przełykając ślinę,gdy tylko stanęłyśmy przed drzwiami ginekologa.Moje oczy rozszerzyły się,gdy tylko usłyszałam moje imię-nie dam-chciałam się wycofać,ale dłonie Bree zatrzymały mnie,a ja wpadłam na kogoś-przepraszam-rzuciłam odwracając się,a moim oczom ukazał się Justin.Nasze oczy spotkały się ze sobą,a ja nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego słowa,które zabrzmiałoby dobrze w tej niezręcznej sytuacji.
Co miałam mu powiedzieć? 
Że tęskniłam?
Że nie chciałam powiedzieć mu tych przykrych słów?
Jestem taka głupia.
-hej-przywitał się,a jego głos przyjemnie rozniósł się w mojej głowie
-cześć-odpowiedziałam nie chcąc wyjść na jakąś idiotkę,która nawet nie potrafi nic odpowiedzieć
-chcesz zwiać?-zapytał unosząc zabawnie jedną brew
-zamierzałam-odpowiedziałam krótko wlepiając mój wzrok w podłogę
-poradzisz sobie-rzekł,lecz po chwili dłoń Bree zaciągnęła mnie siłą do gabinetu,co musiało wyglądać bardzo zabawnie.Ciężko oddychając usiadłam przy biurku lekarza
-dzień dobry-rzekł uśmiechając się sympatycznie.Krzywo odwzajemniłam jego uśmiech nie chcąc wyjść na nie miłą.Co poradzę?To moja pierwsza wizyta u ginekologa dlatego tak się denerwuje.
-możemy zacząć?-zapytał patrząc na mnie pytająco,nerwowo przytaknęłam głową.

Justin P.O.V.
Bardzo chciałbym być przy niej,ale wiem,że ona nie chce mnie znać po tym wszystkim co nas spotkało,nie odpuszczę sobie naszej chorej miłości.Wciąż mam żal do samego siebie za to,że tak po prostu ją opuściłem.Jestem pierdolonym durniem.
Mija rok od kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i wciąż tamten dzień jest bardzo żywy w moim sercu.
Nic nie poradzę na to,że tak bardzo kocham tą wariatkę,jest moja...tylko moja.Jeśli okaże się,że ją dotknęli tymi brudnymi łapami,przytulę ją i nie pozwolę odejść.
Ona tylko do mnie należy i tak kurwa zawsze będzie.Zawsze.
Minuty mijały,a ja nie potrafiłem odejść,by nie pokazywać się więcej dziewczynie.
-Justin idź już-usłyszałem Rayana,który stał za mną
-jak mam odejść?-zapytałem czując rozpacz w moim głosie-Kiedy moja kobieta cierpi?!-ponownie zapytałem unosząc głos-wiesz jak boję się,że ona za chwile wyjdzie i będzie w rozpaczy-dodałem
-stary nie myśl tak-rzekł przyjaciel klepiąc mnie po ramieniu-lepiej idź już i daj jej czas na przemyślenie wszystkiego-dodał
-Rayan ja chce ją mieć przy sobie!-wycedziłem przez zęby-jeśli nie będzie chciała pójść ze mną to ją zmuszę-dodałem pełny goryczy
-kurwa stary przestań zmuszać,a pozwól jej dokonać decyzje czy będzie chciała z tobą być-wyjaśnił,nerwowo przegryzłem wargę.
-nie będę ciebie słuchał...jeśli się nie zgodzi..to zrobię po mojemu-odpowiedziałem odchodząc od chłopaka.
Gdy wyszedłem ze szpitala usiałem sobie spokojnie na ławce,wyciągając z kieszeni paczkę papierosów z której wyciągnąłem jednego,biorąc go do ust,odpaliłem go zaciągając się dymem papierosowym.
Kiedyś powiedziałem jej,że zwracam jej wolność,gdy poznałem Ariane,ale było to kłamstwem!Naprawdę nie chciałem jej oddawać tej pierdolonej wolności.A w ogóle po tym jak uciekła do Los Angeles.Ale głupi posłuchałem rady od Rayana,by to ona zdecydowała o naszym losie i co nam z tego?
Poznałem Ariane z którą nie wyszło,a na dodatek pozwoliłem by Selena została skrzywdzona przez moje głupie ego.
Ale to się skończy,bo ja wolę ją zmusić do miłości,niż pozwolić jej cierpieć beze mnie.Tylko ja potrafię ją ochronić,bo ona jest tylko moja,a ja jestem jej i tak powinno być bez żadnych pieprzonych komplikacji.


Selena P.O.V.
Radośnie opuściłam gabinet ginekologa,gdzie w holu siedzieli Rayan i Bree.Wzrokiem szukałam szatyna o czekoladowych oczach,lecz nigdzie go nie widziałam.Westchnęłam ciężko i podeszłam do przyjaciół.
-i jak?-zapytała Bree wstając z krzesła
-nic mi nie zrobili-powiedziałam uśmiechając się szczęśliwie.Bree krzyknęła szczęśliwa,przytulając mnie mocno
-udusisz mnie-wysapałam nie czując oddechu
-przepraszam-puściła mnie chichocząc.Wzrokiem wciąż szukałam Justina,ponieważ chciałabym z nim porozmawiać na spokojnie bez żalu i jeszcze raz podziękować za pomoc,bo gdyby nie on,nie byłby mnie tu dzisiaj.
-czego tak szukasz?-zapytał Rayan uważnie przyglądając się mojej osobie
-um...Justina-odpowiedziałam krótko
-wyszedł-odpowiedział krótko.Byłam trochę zawiedziona,ponieważ naprawdę zależało mi na rozmowie z szatynem,ale jak widać ma lepsze rzeczy do roboty,niż spotkanie się ze mną.Myślałam,że chociaż jesteśmy przyjaciółmi to będziemy potrafili normalnie porozmawiać.
-cieszę się,że w końcu mogę wrócić do domu-powiedziałam idąc w stronę wyjścia
-jedziemy do nas-rzekł Rayan odblokowując kluczykiem swój samochód
-ona pojedzie ze mną-usłyszeliśmy głos Justina,więc cała nasza trójka odwróciła się w jego stronę.
-nie pojedzie,Justin-powiedział stanowczo jego przyjaciel
-nie będziesz mi mówił co mam robić!-warknął szatyn podchodząc do mnie.Chwycił ręką mój nadgarstek ciągnąc za sobą
-co ty robisz?!-zapytałam unosząc głos-to boli-dodałam,czując mocne pieczenie na skórze
-zostaw ją,Justin!-zawołała Bree
-to jest nasza sprawa!-warknął w stronę Bree i Rayana-nie wtrącajcie się,zabieram ją do siebie-dodał,po czym zaciągnął mnie do jego samochodu.Nie rozumiem...dlaczego Justin jest taki?Czując jak mój oddech przyspiesza,zajęłam miejsce pasażera.Kiedy szatyn ruszył samochodem,czułam się naprawdę zmieszana całą tą sytuacją.
-mogę wiedzieć dlaczego zabrałeś mnie od Bree i Rayana?!-zapytałam unosząc głos
-bo zamieszkasz ze mną w naszym nowym domu-odpowiedział spokojnie skupiając się na drodze
-naszym?-zapytałam zaskoczona 
-tak naszym-odpowiedział uśmiechając się do siebie
-dlaczego myślisz,że chce zamieszkać z tobą?!-zapytałam nerwowo wiercąc się w fotelu
-nie myślę,ty masz po prostu być ze mną-odpowiedział śmiejąc się głupio.Ciężko przełknęłam ślinę,nie wierząc w to co słyszę.
-zatrzymaj samochód!-krzyknęłam,ale szatyn nie posłuchał mojej prośby
-spokojnie zaraz dojedziemy-powiedział spokojnie,po czym wjechał na piękną posiadłość,która krzyczała "wow".Ale wciąż nie byłam spokojna,dlaczego Justin chce robić coś wbrew mojej woli?
Kiedy samochód się zatrzymał wściekła wysiadłam z samochodu idąc do domu,którego nie znałam,zdając sobie sprawę z tego,że nie mam kluczy do drzwi odwróciłam się napięcie w stronę szatyna,który oparty o swój samochód przyglądał się mojej osobie zagryzając przy tym swoje wargi.Poczułam ogromną falę ciepła,ale postanowiłam się w jakiś sposób opanować.Podeszłam do niego,stając z nim twarzą w twarz,co naprawdę mnie podnieciło.
-może otworzysz drzwi?-zapytałam grzecznie,próbując nie zwrócić uwagi na jego pożerające spojrzenie.
-chodź-rzekł chwytając moją dłoń,przez którą moje ciało zadrżało.Szatyn wprowadził mnie do jego domu,który był naprawdę piękny.Gdy weszliśmy do salonu,puściłam jego rękę siadając na sofie,gdzie po chwili szatyn zajął miejsce na przeciwko mnie.Jego oczy pożerały mnie,a ja czułam się strasznie nieręcznie.
-powiesz mi dlaczego zmuszasz mnie do zamieszkania z tobą?-zapytałam,bawiąc się nerwowo dłońmi
-bo należysz do mnie,kotku-odpowiedział,a moje oczy rozszerzyły się
-co?!-zapytałam prawie krzycząc
-nie musisz się bać,przyzwyczaisz się do mnie tak jak kiedyś-odpowiedział spokojnie,a jego spokój najbardziej mnie przerażał,ponieważ on był tak pewny swoich słów,że bałam się tutaj pozostać.To prawda,że go kocham i pragnę z nim być,ale nie w taki sposób.Przecież oddał mi wolność!
-oddałeś mi wolność!-krzyknęłam wstając
-to prawda,że ją oddałem,ale przecież nie powiedziane było,że nie mogę ci jej ponownie odebrać-odpowiedział.Przerażona ruszyłam w stronę wyjścia,biegnąc do drzwi czułam za sobą Justina,który biegł za mną.Gdy tylko dłonią nacisnęłam na klamkę,drzwi nie otworzyły się.Co do cholery?!Ruszyłam jeszcze kilkukrotnie klamką,ale drzwi nie otworzyły się.
-zamknąłem je-usłyszałam za sobą,napięcie odwróciłam się,gdzie szatyn przywarł mnie swoim ciałem do drzwi
-nie rób mi tego-powiedziałam,a mój głos łamał
-jesteśmy sami...tylko ja i ty

*
Witajcie mamy nowy rozdział!
Mam nadzieje,że podoba wam się,bo pisałam go z wielkim natchnieniem.
Przepraszam za błędy,nie miałam czasu sprawdzić
Komentujcie!

2 komentarze: