-naprawdę dziwnie się zachowujesz-wyszeptałam,czując jego oddech na mojej skórze
-zachowuje się tak,bo nie mogę pozwolić ci odejść-rzekł,patrząc w moje oczy.Nie wiem co powiedzieć,to jest jakieś chore!On zwariował!A ja czuje się bezsilna w tym wszystkim.Nie potrafię obronić się przed Justinem,przed naszym chorym przeznaczeniem,który naprawdę dał nam w kość przez ten rok.Chodź byliśmy razem to jednak osobno.Taka jest prawda.Przywiązałam się do mojej samotności i życia bez niego,ale również nie wyobrażam go sobie bez niego.To wszystko jest tak pogmatwane,że ja sama pogubiłam się w tym wszystkim.
-proszę...-wyszeptałam wciąż patrząc w jego czekoladowe oczy-nie trzymaj mnie tutaj na siłę-dodałam.Szczerze?Może chciałabym z nim być,ale na razie potrzebuje odpoczynku od tego wszystkiego,tak powiedział lekarz.Mam odpoczywać i nie stresować się,ale szatyn utrudnia mi zadanie.
-nie!-warknął,uderzając pięścią w ścianę-nikogo nie będę słuchał!Ani Rayana,ani ciebie!-dodał krzykiem,przez co zamknęłam oczy
-nie bądź egoistą!-odgryzłam się
-egoistą?!-zapytał poirytowany,śmiejąc się głupio-to ty jesteś egoistą!-warknął w moje usta-zostawiłaś mnie,postrzeliłaś i uciekłaś do Los Angeles,po czym postanowiłem cię zostawić co było dla mnie w chuj trudne,ponieważ nigdy niczego się nie wyrzekłem-tłumaczył,a ja słuchałam jego słów,który potwierdziły jego rację.Jestem egoistą.
-przepraszam-wyszeptałam,czując jak oczy pieką mnie coraz mocniej.Nie chciałam popłakać się przy Justinie i dać mu tym satysfakcje,że pokonał mnie tymi słowami.Nie.Ja jestem zbyt uparta,by przyznać się do błędu-zostanę tutaj,ale tylko na jedną noc,a jutro pozwolisz mi odejść-powiedziałam,chcąc zgodzić się na jego i moje warunki
-myślisz,że ty będziesz ustalać zasady?-zapytał śmiejąc się rozbawiony-już nigdzie nie odejdziesz-odpowiedział,a moje oczy rozszerzyły się-zostaniesz tutaj na zawsze-dodał,słysząc jego słowa,nie mogłam uwierzyć w to co mówi chłopak.On oszalałam do reszty!Kiedy szatyn chciał mnie pocałować odepchnęłam go od siebie,cały czas patrząc mu w oczy.
-nie dotykaj mnie,ani nie całuj!-warknęłam,po czym włożyłam dłoń do kieszeni moich spodni w poszukiwaniu telefonu,lecz w mojej kieszeni nie zastałam telefonu,zaskoczona spojrzałam na szatyna,który wyglądał na rozbawionego
-tego szukasz?-zapytał,wyciągając ze swoich spodni mój telefon
-oddaj go!-rozkazałam,lecz chłopak tylko głupio się zaśmiał-no oddaj!-ponownie rozkazałam,lecz tym razem rzuciłam się na szatyna,chcąc odebrać mu mój telefon.Nie było mi to dane,ponieważ chłopak włożył go do swoich bokserek.Moje oczy rozszerzyły się patrząc w stronę jego członka i telefonu,który przed chwilą został tam umieszczony-skurwiel!-warknęłam nie dowierzając w to co zrobił
-jak chcesz to go wyciągnij-powiedział uśmiechając się i odchodząc
-nie wierzę w to!-syknęłam tupiąc nogą,po czym ruszyłam za nim.Dlaczego to mi się przytrafia?
Gdy szatyn wszedł do sypialni,kładąc się na łóżku,cały czas przyglądał się moim poczynaniom.
Co ja robiłam?
Siedziałam na parapecie przy oknie przyglądając się chłopakowi.
Nie chciałam tutaj zostawać,ponieważ czułam się niezręcznie przy chłopaku.
-oddasz mi telefon?-zapytałam szeptem
-nie oddam-odpowiedział krótko,przewróciłam oczami,po czym przysunęłam moje kolana do piersi i położyłam na nich głowę odwracając wzrok od chłopaka na widok zza oknem.Nie chce z nim rozmawiać!Jestem na niego zła!
Teraz nie wiem czy go kochać,czy też nienawidzić?
Myśląc nad tym wszystkim czułam jak moje oczy powoli zamykają się,a ja czuję się powoli senna.Zasypiając w tej niewygodnej pozycji przebudziłam się szybko czując jak powoli spadam z parapetu.Szybko się otrząsnęłam i przebudziłam.Byłam bardzo zmęczona,dużo dzisiaj przeżyłam związku z badaniami,a jeszcze Justin dodał swoje pięć groszy.
Nagle poczułam,jak ktoś podnosi mnie i przerzuca przez ramie.Oczywiście wiedziałam,kto to był.
-Justin postaw mnie na ziemi!-rozkazałam czując się nieswoje w tej pozycji.Ale chłopak w ogóle mnie nie słuchał,położył mnie na swoim łóżku,które było bardzo miękkie i wygodne.Stresowała mnie myśl,że mamy razem spać,chodź kiedyś było to dla mnie codziennością teraz wydało mi się to dziwne.
-nie chce spać z tobą-powiedziałam,kiedy szatyn przykrył mnie kołdrą
-nie masz wyboru,skarbie-odpowiedział ze zwycięskim uśmiechem,przewróciłam teatralnie oczami i wygodnie ułożyłam się na moim miejscu.Nie chciałam kłócić się z Justinem na temat wspólnego spania,ponieważ wydawało mi się to po prostu głupie.Przecież nie będzie mnie zmuszał do przytulania czy całowania.Zamykając oczy udałam się w krainę snów.
Justin P.O.V.
Denerwowała mnie i to bardzo.Była na mnie obrażona i nie chciała ze mną rozmawiać.
Robię to dla naszego dobra,a przede wszystkim dla jej dobra.
Chciałbym dowiedzieć się jakie były wyniki badań,ale za to zmusiłem ją do zamieszkania ze mną w tym domu,który kupiłem w tym tygodniu.Kupiłem go dla nas.Nikt o nim nie wie,ani Rayan ani Bree.Tak więc jakby Selena chciałaby po nich zadzwonić oni i tak nie będą wiedzieli gdzie ją zabrałem.Ale dla wszelkiego wypadku zabrałem dziewczynie telefon i na pewno go jej nie oddam.
Robię to wszystko z miłości do niej.
Kocham ją jak wariat,ale czasami trzeba zmusić kobietę do posłuszeństwa.
Takie zawsze były moje zasady i takie pozostaną.Takiego mnie pokochała i takiego musi kochać.
Gdy usłyszałem,że dziewczyna śpi przyciągnąłem jej ciało do mojego i mocno przytuliłem do siebie.Mój nos wędrował po jej szyi,która pachniała moją Seleną.
Tak bardzo cieszę się,że mam ją już przy sobie i nikt mi jej nie odbierze.
Selena P.O.V.
Po przebudzeniu poczułam silne ramiona owinięte wokół mojej tali i ciepły oddech na mojej szyi,przez co zadrżałam.Obróciłam powoli głowę i zobaczyłam śpiącego Justina,który wyglądał cudownie z resztą,jak zawsze.Postanowiłam uwolnić się,co się udało.Zadowolona ruszyłam korytarzem,który prowadził do drzwi wyjściowych,po cichu ruszyłam klamką,ale wciąż drzwi były zamknięte.
-co za...-przerwałam nie chcąc robić hałasu
Muszę się stąd wydostać.Kątem oka zobaczyłam,że w domu jest jeszcze jedno wyjście od podwórka.Na palcach ruszyłam w ich stronę,a gdy tylko nacisnęłam na klamkę misja okazała się sukcesem.Drzwi były otwarte.Klaszcząc szczęśliwe wyszłam na podwórko,gdzie zimna bryza zaatakowała moje ciało,przez co zadrżałam.Zauważając furtkę,ruszyłam w jej stronę,lecz po chwili usłyszałam...
Warczenie?
Obejrzałam się za siebie,a moim oczom ukazał się pies,którego rasa przypominała amstafa,a może pitbula...nie wiem.Przełykając ciężko ślinę nie drgnęłam.Bałam się.
Ten pies warczał na mnie i wyglądał jakby chciał mnie zaatakować.
Robiąc krok do tyłu,pies jeszcze bardziej się na jeżył.
-spokojnie piesku-powiedziałam delikatnie,ale to wcale nie pomogło,a tylko pogorszyło sprawę.
Postanowiłam zrobić krok w stronę domu,by wrócić do Justina,a wtedy pies pozwolił mi przejść bez żadnych problemów.
-dziwne-rzekłam sama do siebie,mijając psa,który położył się na trawniku.Postanowiłam jeszcze raz przejść się w stronę furtki,na co pies wstał i ponownie zaczął na mnie warczeć.
Czyżby Justin załatwił sobie strażnika,gdybym chciała stąd zwiać?
Na pewno!
Niezadowolona wróciłam do domu,gdzie ogrzało mnie ciepłe powietrze.
Nienawidzę go!
Przyrzekam,że ucieknę stąd!
Najgorsze jest to,że nie wiem gdzie jestem.Nie znam tej okolicy i nie mam jak stąd uciec.
Nie mam telefonu.
Teraz mogę liczyć tylko na Justina,który zamknął mnie w tym pałacu.
*
Wiem...wczoraj dodałam rozdział i dzisiaj też dodaje,ale co poradzę,że mam wenę do tego opowiadania.
Następny rozdział może pojawić się w każdej chwili
czekajcie
i
komentujcie!!
Boskie fajnie że szybko dodalas😜
OdpowiedzUsuń��kiedy kolejny rozdział??
OdpowiedzUsuń