środa, 27 listopada 2013

Rozdział 1-Nazywam się Justin Bieber

Minęły dwa lata od śmierci moich rodziców.Jednak do tej pory nie pogodziłam się z tym faktem,że nie ma ich przy mnie.Oficjalnie wracam do Nowego Yorku,zaczynam nowy etap,jestem bardzo wdzięczna mojej cioci za opiekę nade mną.Dziś wyjeżdżam,nie powiem,że cieszy  mnie powrót do starych śmieci,ale muszę się dowiedzieć prawdy,znaleźć pracę i wziąć sprawy we własne ręce.Nagle usłyszałam dzwonek mojego ifona,nawet nie patrząc kto dzwoni,odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha
-halo?-zapytałam
-buuu!-ktoś krzyknął,zaśmiałam się głośno
-weź się ogarnij wariatko!-wrzasnęłam do słuchawki
-sorki,sorki-zachichotała-jesteś gotowa do wyjazdu?-zapytała moja przyjaciółka Bree,którą znam z dzieciństwa
-yep-odpowiedziałam szybko
-a o której dokładnie będziesz w NY?-ponownie zapytała,westchnęłam patrząc na zegarek
-uumm...2 godzinki-odpowiedziałam,moja ciocia mieszka niedaleko NY i mam dość blisko do niej
-to super,bo wiesz dzisiaj twoje urodziny mordo ty moja!-zachichotała
-wiem,wiem,ale nic nie szykuj,okej?-powiedziałam z irytacją w głosie
-no,ale taka mała...maluteńka,plis Bitch!-błagała co mnie bawiło
-okej,małą i nic więcej-powiedziałam i rozłączyłam połączenie.Szybko chwyciłam moje torby,które miałam już dawno przygotowane,zeszłam na dół gdzie czekała moja ciotka
-będę tęsknić ciociu-powiedziałam,wtulając się w nią z całych sił
-ja też maleńka-wyszeptała w moje włosy-masz-podała mi kluczyki od samochodu,na co wzdrygnęłam się,nagle przypomniała mi się ta noc,w której straciłam rodziców
*2lata temu*
Jak zawsze jechaliśmy z rodzicami do cioci.Dużo rozmawialiśmy i śmieliśmy się.Ale,gdy mój tata rozmawiał przez telefon,zrobił się dziwny...co chwile odwracał się w moją stronę,jakby chciał być pewny,że tu z nimi jestem.Mama również odwracała się do mnie,ale coś kazało mi spojrzeć na ulicę,odwróciłam się,aby zobaczyć czy ktoś nie jedzie za nami,jak myślałam ktoś jechał.Zaczęłam panikować,co rodzice zauważyli
-mamo,co się dzieje?!-zapytałam zapłakana
-cii...kochanie,wszystko będzie dobrze-uspokajała mnie,tata skręcił gwałtownie,wjeżdżając w jakieś bunkry
-nie oddam mu cię!-krzyknął,nie kontrolował swoich emocji.Nigdy go takiego nie widziałam.Komu mnie nie odda? W co on się wpakował
-Selenko,słuchaj mnie uważnie-powiedziała głaszcząc moje policzki,które były całe mokre-ty przeżyjesz,wyskoczysz z samochodu i schowasz się tak,aby nikt ciebie nie znalazł,rozumiesz?-zapytała,pokiwałam twierdząco głową
-a wy?-zapytałam
-nami się nie przejmuj,wszystko będzie dobrze-obiecała.Nie mogłam uwierzyć w to jaka ona była w tamtej chwili opanowana-wyskoczysz,za trzy,dwa,JEDEN!-krzyknęła,a ja wyskoczyłam z samochodu,który jechał tak szybko,że mój upadek był dość drastyczny,czułam jak łamią mi się kości,upadłam,ale nie mogłam się podnieść,żeby się schować,po chwili usłyszałam wybuch,ale nie miałam,siły ani krzyczeć,ani uciekać.Nagle usłyszałam hamowanie samochodu,przez mgłę widziałam czyjąś postać,która kierowała się w moją stronę.Moje powieki zamykały się powoli,aż straciłam przytomność.Na następny dzień obudziłam się w szpitalu.
****
Tak wyglądała śmierć moich rodziców.Nie chętnie chwyciłam kluczyki
-nie bój się...musisz jakoś jechać do Nowego Yorku-powiedziała tłumacząc,przytuliłam ją mocno,po czym wyszłam z domu i skierowałam się do samochodu,który mi powierzyła ciocia.Z chowałam moje walizki do bagażnika,po czym usiadłam przy kierownicy i odpaliłam silnik,pomachałam cioci na pożegnanie i odjechałam.Jechałam w ciszy,gdy nagle zdecydowałam się włączyć muzę.Nuciłam sobie pod nosem,gdy nagle mój telefon zaczął dzwonić,nie chętnie wyłączyłam muzykę i chwyciłam mój telefon-Ugh! to znowu Bree,przecież jej mówiłam,kiedy będę-powiedziałam z ironią
-co chcesz,mówiłam,że będę za dwie godzinki w NY,dobra teraz za jakieś 30min-zachichotałam,ale nic nie usłyszałam -halo Bree jesteś ?-spytałam,wystraszyłam się,a co jeśli coś się jej stało?może mam jakiś melodramat,wyłączyłam ją,na pewno pomyłka.Po pół godzinie byłam już w NY,podjechałam pod mój stary adres,gdy wysiadłam z samochodu westchnęłam głośno.Po czym ruszyłam na górę,od kluczyłam drzwi
-NIESPODZIANKA!-krzyknęli wszyscy moi znajomi
-aaaa!-krzyknęłam-Bree,mówiłam,żeby była mała imprezka-zachichotałam
-dziewczyno raz się ma 18lat-krzyknęła,szybko rzuciłam się jej na szyję
-tęskniłam-wyszeptałam jej we włosy,spojrzałam na wszystkich-dziękuje,że przyszliście-rzuciłam nagle,moją uwagę zwrócił pewien chłopak,podeszłam do niego-Jack!-rzuciłam się mu na szyję,Jack jest moim byłym,zerwaliśmy 2lata temu,ale dalej utrzymywaliśmy stały kontakt
-Boże,Sel jesteś ja pierdole,laska-wyznał,na co zachichotałam-niee,boska-wszyscy wybuchli śmiechem
-a ty,seksi ciacho-zachichotałam
-Sel,słuchaj przebierz się,bo wychodzimy do klubu-powiedziała Bree
-okej,ale w co? W samochodzie zostawiłam wszystko-wytłumaczyłam
-no to idź do samochodu się przebrać-pogoniła mnie.Ta dziewczyna zwariowała,szybko zeszłam na dół,podchodząc do mojego samochodu,wyciągnęłam jedną walizkę z kosmetykami i wynalazłam odpowiednią sukienkę Suknia ,nałożyłam na oczy makijaż i zaczesałam włosy,po czym wyszłam z samochodu,gdy zbliżałam się do drzwi mojego domu usłyszałam pisk Bree
-OMG!-wrzasnęła
-przyniosłem dla solenizantki tort urodzinowy-powiedział,jakiś męski głos,zaśmiałam się,bo wiedziałam,że zacznie się flirtowanie Bree-która to?-zapytał,a ja weszłam na piętro
-ja-odpowiedziałam,podchodząc do chłopaka,który skierował się w moją stronę.Zmierzył mnie od góry do dołu,oblizując przy tym usta,przyznam był seksowny,miał piękne czekoladowe oczy,a usta wypukłe najchętniej bym je skosztowała,ale tego nie zrobię,bo bym na idiotkę wyszła.Spojrzałam na Bree,która myślami rozbierała tego chłopaka,usłyszałam szelest,nawet nie zorientowałam się,że chłopak był na przeciwko mnie-wszystkiego najlepszego-powiedział zachrypniętym głosem,na co zadrżałam
-dziękuje-powiedziałam,a szereg białych zębów pojawił się na mojej twarzy-ile płacę?-zapytałam
-wystarczy uśmiech na twojej twarzy-odpowiedział,cholera czy on przypadkiem ze mną flirtuje?
-idziesz z nami-krzyknęła Bree,a on spojrzał na nią pytająco-no na imprezę,pójdziesz czy przeszkadzamy w pracy?-spytała nieśmiało,na jego ustach pojawił się zadziorny uśmiech,co mnie jeszcze bardziej do niego ciągnęło
-pewnie,że pójdę-odpowiedział,Bree pisnęła ze szczęścia,a ja przeszłam obojętnie obok szatyna
-chłopaki idziemy-zawołałam ich,po chwili chłopcy wychodzili z mojego mieszkania,a Jack czekał na mnie,tak samo jak ten chłopak,ale po chwili Bree,zaciągnęła szatyna ze sobą.A ja zostałam z Jackiem,szliśmy wszyscy razem,chichocząc i nawijając o starych czasach w szkole
-Sel,pamiętasz jak twój tata,zawsze nas straszył,że jeśli nie pójdziemy do przedszkola to zamknie nas w piwnicy-powiedziała Bree,śmiejąc się,a mi od razu przypomniała się ta scenka,na co również się zaśmiałam
-haha,pamiętam jakby to było wczoraj-zaśmiałam się
-albo na twoich piętnastych urodzinach,twoja mama upiekła tort,a ja zanurzyłam ci głowę w nim-obie wybuchłyśmy śmiechem
-nie przypominaj-powiedziałam,łapiąc się za brzuch,który bolał mnie od śmiechu.Jack złapał moją dłoń splątując ją ze swoją,wyrwałam ją i podeszłam do szatyna,który widział,że uciekam od Jacka-mam pytanie-powiedziałam patrząc na niego,chłopak spojrzał na mnie pytająco-jak masz na imię?-zapytałam,na co chłopak zachichotał
-a chcesz w ogóle to wiedzieć?-zapytał.Ja pierdziele,nie lubię tych gierek
-no chcę,przecież to jest podstawą,aby znać czyjeś imię,skoro się zapoznaliśmy-wytłumaczyłam
-a jak bardzo tego chcesz?-zapytał
-dobra wiesz denerwujesz mnie-powiedziałam z irytowana,drążeniem tego tematu,po chwili weszliśmy do klubu,gdzie było już dużo wiary,szłam w stronę baru,gdy nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach,szybko podniosłam głowę w górę i zobaczyłam szatyna,cholera! denerwuje mnie to,że nawet nie wiem jak on się nazywa
-napijesz się czegoś?-zapytał,szepcząc mi do ucha,na co dyszałam
-chętnie-odpowiedziałam szybko,wyrywając się z jego objęcia,usiedliśmy przy barze.Wypiłam sporo,jak na mnie,czułam,że jak wstanę to się wyjebie-zatańczymy?-zapytałam chłopaka
-pewnie-odpowiedział,po czym zeszłam z krzesła,prawie upadłam,ale szatyn pomógł mi-dzięki-powiedziałam niewyraźnie.Obydwoje ruszyliśmy na parkiet i tańczyliśmy do muzyki,którą słyszeliśmy w naszych uszach.Gdy muzyka się skończyła,z głośników poleciała wolna piosenka,więc zawiesiłam moje ręce na karku szatyna,a dłonie chłopaka spoczywały na mojej tali,poruszaliśmy się do rytmu muzyki-powiesz w końcu jak się nazywasz?-zapytałam
-no nie wiem-odpowiedział
-no proooooooszę-po prosiłam
-okej,nazywam się Justin Bieber
____________________________________________________
Mam nadzieję,że podoba wam się pierwszy rozdział :)

ZAPRASZAM NA ZWIASTUN 
CZYTASZ =KOMENTUJESZ  

6 komentarzy:

  1. Boże niesamowity rozdział :D a zwistun daje mi dużo do myślenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobna mi sie :) informuj @maja378

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra zapowiada się na ciekawe opowiadanie :) czekam niecierpliwie nn

    OdpowiedzUsuń
  4. aa!! będę czytać jestem pod wrażeniem twojego zwiastunu <3

    OdpowiedzUsuń
  5. omg to jest świetne <3

    OdpowiedzUsuń